czwartek, 19 lipca 2012

Skąd wzięła się u mnie Schjera.. ?

 Na początku września 2010 roku na moim podwórku pojawił się mały, rudy pies z czerwoną obrożą, wyglądał niewinnie i łagodnie, jednak, gdy chciałam się do niego zbliżyć zaczął warczeć i kłapać zębami. Mama stwierdziła, że takiego psa nie będziemy mieć na podwórku, wgl na trzeciego psa nie chciała się zgodzić, więc zaczęło się wyganianie owego rudzielca z podwórka, załatane zostały wszystkie dziury jakie tylko były, ale ten maluch i tak znajdował miejsce, aby wejść na podwórko. Po mniej więcej tygodniu poszłam dać psom jeść, a ten siedzi w garażu z  moimi psami. Spróbowałam go zawołać. Jest ! Dała się pogłaskać. Zawołałam mamę, ta przyszła ukucnęła, rudzielec podszedł powąchał mamę, położył jej głowę na kolanach. Mamuśka w płacz twierdząc, że takiego psa na ulicy nie zostawi, więc ruda, bo jak się okazało jest suką zostaje u nas. Przez siostrę ochrzczona Schejra i żyje. 
 Po około miesiącu pojechaliśmy z nią do schroniska na sterylizację, bo w końcu pies został znaleziony. Tam, szok ! Wolontariuszki rozpoznały psa !  Okazało się, że Schejra ma czipa, jako szczenię była w schronisku, po czym została adoptowana i jakimś cudem znalazła się na ulicy. Pomijam fakt, że między moim  miastem, a tym, w którym "mieszkała" jest mniej więcej ze 100km, a może i więcej, więc raczej nie uciekła. Dodatkowo jak tylko podniesie się rękę, albo krzyknie to od razu się kuli i boi. 
 Po owych przejściach suka jest strasznie nieufna w stosunku do ludzi. Wystarczy iść,  ona potrafi się rzucić od tak bez powodu. Próbujemy pracować, ale jakoś cienko nam to idzie...
A teraz fotki myszki :)

Z naszym kotem Mruczkiem 

Z psijacielem Rafikiem


1 komentarz: